niedziela, 11 września 2011

Hurghada 2 - 10.09.11r. - relacja

Uff z bólem serca pożegnałam egipskie słoneczko! Choć przyznaję, że czasem dało mi popalić (szczególnie w ostatnim dniu, gdy wyszłam na polowanie w celu zakupu egipskiego chlebka "na smak" do Polski). Wyszłam wtedy w okolicach godziny 15 i po przyjściu nie wiedziałam jak się nazywam i koszulkę mogłam wykręcać (;
Sheraton Road wygląda ładnie, za to Sherry Street jest nadal beznadziejne - jednak! - jest już podkład pod asfalt (:
Udało mi się trochę odpocząć na leżaku jak i poimprezować. Odwiedziłam Ministry of Sound (wstęp 100 L.E) i Hawanę (wstęp 45 L.E) - trzeba mieć dobre układy, żeby wejść za darmo, mnie się akurat udało na szczęście (:

W kurorcie jak to w kurorcie nadal spokojnie, a ludzi całe mnóstwo. Hurghada zdecydowanie odżyła (w Marinie czasem ciężko było znaleźć miejsce, żeby usiąść). Ostatniego dnia z telewizji dowiedziałam się, że w Kairze znowu wrze (ładny rym) - Egipcjanie okradli ambasadę Izraela, spalili Amerykańską flagę, podpalili samochody policyjne, a ambasador Izraela opuścił Egipt. Brakuje im silnej ręki.

A ja objadłam się egipskim jedzonkiem (na salonach taameja z tahiną, basbousa czy też sahleb). Pierwszy raz jadłam baba ghanosh (pasta z tahiny, bakłażana i ostrych przypraw, dwie wersje: jako kanapka lub jako dodatek) - może nie byłam na początku zachwycona, ale to jeden z tych smaków, który mi nawet pasuje.

W Kamunie widziano mnie, co drugi dzień, w nowej restauracji GAD na Sheraton zrobiłam chyba również dobre wrażenie - przynajmniej mam nadzieję ;)


A oto kilka fotek dla Was:

pożar statku z ludźmi na pokładzie na plaży z Romy!

pyszny sahleb! (tu: Mashrabeya)


basbousa

chlebek baladi i baba ghanosh (tu: GAD)

mango - miękkie i soczyste (wskazane jest jedzenie go pod prysznicem), za 3 straganowe sztuki - 12 L.E.

ayyy taameja z tahiną (tu: Kamuna)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz